Komendant Wojewódzki Policji ponownie rozpatrzy sprawę wydalonego ze służby policjanta, któremu prokuratura postawiła zarzuty uprowadzenia menedżera z Podkarpacia i usiłowania wymuszenia rozbójniczego. W sprawie pojawia się jeszcze jeden policjant, a także ksiądz. Zarzuty postawiono w sumie ośmiu osobom.
Po otrzymaniu informacji o tej sprawie komendant powiatowy policji w Tczewie zawiesił policjanta w czynnościach służbowych oraz polecił wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Zakończyło się ono decyzją o wydaleniu funkcjonariusza ze służby. Zwolniony policjant odwołał się od tej decyzji.
– Ze względu na braki w dokumentacji Komendant Wojewódzki Policji w Gdańsku jako druga instancja, do której zostało złożone odwołanie, uchylił zaskarżone orzeczenie wydane przez Komendanta Powiatowego Policji w Tczewie i nakazał ponownie rozpatrzyć sprawę – informuje sierż. sztab. Michał Sienkiewicz z biura prasowego KWP Gdańsk. – Na tę chwilę funkcjonariusz, o którym mowa, jest zawieszony.
Przedsiębiorca został uprowadzony 4 września br. Spółka, której prezesował biznesmen, była od lat powiązana z dwoma przedsiębiorcami z Rzeszowa – Mirosławem M. i Ryszardem P. – zleceniodawcami porwania. Motywem miały być pieniądze. Spółka kierowana przez porwanego miała być dłużna przedsiębiorcom ok. 41 mln zł. Najpierw szukali pomocy w prokuraturze, ale uznali, że sprawy będą trwać zbyt długo, więc postanowili wziąć je w swoje ręce.
– Obaj biznesmeni, chcąc odzyskać od mężczyzny swoje pieniądze, skontaktowali się ze znajomym księdzem z Warszawy, który z kolei skontaktował ich z przedsiębiorcą z Żyrardowa Rafałem K. – wyjaśnia Łukasz Harpula, zastępca prokuratora rejonowego w Rzeszowie. – Panowie ustalili, że najlepszym sposobem na odzyskanie długu będzie zastraszenie biznesmena, najlepiej przez policjantów.
Tu pojawia się funkcjonariusz z Tczewa. Rafał K. poprosił o pomoc w zorganizowaniu akcji znajomego oficera z Komendy Stołecznej Policji Zbigniewa G., a ten zaangażował w sprawę swą znajomą Annę Z., a także prywatnego przedsiębiorcę z Wołomina.
– Swoją pomoc policjant wycenił na kilkaset tysięcy zł, a kobieta miała te pieniądze odebrać od zleceniodawców. Do zapłaty jednak nie doszło z uwagi na niewykonanie zlecenia – dodaje prokurator Harpula.
Dzięki Annie Z. do sprawy dołączyli jeszcze mieszkańcy Pomorza: Arkadiusz B., Ireneusz R. i aspirant z komendy powiatowej policji w Tczewie – Leszek Z.
Wszyscy trzej oraz Rafał K. we wrześniu br., udając funkcjonariuszy CBŚ, uprowadzili biznesmena sprzed przedszkola w Rzeszowie, gdzie mężczyzna odprowadził swoje dziecko. Leszek Z. okazał odznakę i skuł mężczyznę kajdankami. Potem wszyscy razem wywieźli mężczyznę poza miasto.
Mieli go tam straszyć więzieniem i konsekwencjami prawnymi oraz zmuszać do podpisania u notariusza dokumentów, na podstawie których zleceniodawcy mogliby odzyskać swoje pieniądze. Przedsiębiorca zadeklarował w pewnym momencie, że godzi się na odwiezienie do prokuratury. Wtedy – pod wpływem gróźb – zgodził się na wizytę u notariusza. Jak podkreślają śledczy, policjant z Tczewa nie brał udziału w zastraszaniu porwanego.
W kancelarii notarialnej biznesmen – korzystając z chwilowej nieobecności porywaczy – poprosił na piśmie notariusza o wezwanie policji. Gdy funkcjonariusze przyjechali, Leszek Z., który był razem z pokrzywdzonym w kancelarii, pokazał funkcjonariuszom policyjną odznakę i korzystając z zamieszania, uciekł.
Rzecznik KWP w Rzeszowie kom. Paweł Międlar dodaje, że porywacze nie stosowali wobec porwanego fizycznej przemocy, poza skuciem kajdankami. Wywierali na niego presję psychiczną, np. pokazując kaburę z bronią czy nakładając na dłonie czarne rękawiczki.
Nad rozwikłaniem sprawy pracował specjalny zespół funkcjonariuszy KWP w Rzeszowie. Już po trzech tygodniach zatrzymano wszystkich podejrzanych, czyli dwóch biznesmenów-zleceniodawców, czterech porywaczy oraz policjanta z Warszawy i jego znajomą Annę Z.
Porywacze są podejrzani o pozbawienie wolności uprowadzonego mężczyzny, usiłowanie wymuszenia rozbójniczego, a trzech z nich także o podszywanie się pod policjantów. Pozostałym podejrzanym zarzucono zlecenie całego procederu. Wszystkim grozi do 10 lat więzienia. Wobec podejrzanych zastosowano poręczenia majątkowe na łączną sumę około 100 tys. zł i zakaz opuszczania kraju. Podejrzani policjanci zostali zawieszeni w czynnościach. Leszek Z. został też wydalony ze służby, ale odwołał się od tej decyzji. Większość podejrzanych wyraziła chęć dobrowolnego poddania się karze.