– Uderzył mnie w kark, potem w czoło, a później jeszcze kopnął w piszczel – opowiada o zajściu na kartuskiej komendzie policji 25-letni Karol. Policja wszczęła postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.
Cała sprawa bierze swój początek wraz z włamaniem na salę weselną, do którego doszło w połowie września w Miechucinie. Syn właścicieli sali, na której doszło do przestępstwa został później przesłuchany jako podejrzany w tej sprawie.
– Podczas zatrzymania ujawniono także, że mężczyzna miał przy sobie narkotyki – informuje rzecznik kartuskiej policji, Jarosława Krefta.
Dwa dni po włamaniu funkcjonariusze zawitali do domu syna właściciela sali.
– Przyjechali i skuli mnie na oczach żony i siostry. Powiedzieli, że to w związku z włamaniem do sali – mówi pan Karol.
Jego bliscy byli zszokowani całym zajściem.
– Widziałem z daleka, że kilka osób stoi przy samochodzie Karola i pomyślałem w pierwszej chwili, że on sprzedaje auto. Ale kiedy podszedłem bliżej zobaczyłem, że to policjanci i że Karol ma już kajdanki – mówi szwagier zatrzymanego. – Jeden z funkcjonariuszy był bardzo spokojny i rzeczowy, ale drugi był niezwykle agresywny. Wykręcił nawet rękę mojej żonie, bo w pierwszym odruchu chciała bronić brata. Potem weszli do domu robić przeszukanie. Zapytałem czy mają nakaz, a jeden z nich powiedział tylko, że żadnego nakazu nie potrzebują.
25-letni Karol, twierdzi, że miał być bity przez funkcjonariuszy policji, podczas przesłuchania.
– Zaprowadzili mnie gdzieś na drugie piętro komendy, bo tam podobno nie ma żadnych kamer. Ten agresywny, który wcześniej przy domu założył mi kajdanki, uderzył mnie w kark, potem w czoło, a później jeszcze kopnął w piszczel. On i jeszcze jeden policjant wyzywali mnie, krzyczeli, że są zeznania 30 osób przeciwko mnie i że mam się przyznać, bo wiedzą, że ukradłem te pieniądze z sali. Ja mówiłem, że niczego nie ukradłem. A oni szydzili ze mnie, że się jąkam, że udaję, a ja mam to od dziecka i dlatego miałem problemy z wysłowieniem się – twierdzi 25-latek na łamach Expressu Kaszubskiego.
Jak dodaje dalej, nie jest w stanie w żaden sposób udowodnić, że został pobity przez policjantów.
– Szyja i piszczel bolały mnie jeszcze długo, ale żadnych śladów nie było. Gdybym nawet chciał pójść do lekarza i zrobić obdukcję, to nic by nie wykazało. Nie mam więc żadnych dowodów, że mnie bili. Byłem zrobić tomografię, bo bolała mnie głowa, ale badanie nic nie wykazało – tłumaczy dla Expressu Kaszubskiego przesłuchany mężczyzna.
Kartuska policja wszczęła już postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.
– To jest standardowa procedura. Jeżeli mamy informację w jakiejkolwiek formie, pisemnej, czy mailowej, z której treści wynika, że mogło dojść do złamania przepisów przez funkcjonariuszy, to wówczas obligatoryjnie wszczyna się postępowanie wyjaśniające – tłumaczy Jarosława Krefta.
– Jest ono prowadzone tylko i wyłącznie w sprawie wyjaśnienia okoliczności tego zdarzenia, tego czy coś takiego miało miejsce, czy też nie. Każdy może coś takiego powiedzieć i to nie znaczy, że trzeba zawieszać policjantów, czy Bóg wie co robić. Będziemy więc sprawdzać, czy takie pomówienie nosi jakiekolwiek znamiona prawdy – dodaje.