Blisko siedmiu lat potrzebował wymiar sprawiedliwości, by osądzić sprawę brutalnego pobicia przez policjanta.
Wczoraj sąd rozstrzygnął ponad wszelką wątpliwość: Paweł Matusiak, funkcjonariusz mokotowskiej komendy, brutalnie pobił Grzegorza Zdunka w jego własnym mieszkaniu. Za to przestępstwo Matusiak został skazany na karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat, pięcioletni zakaz wykonywania zawodu ochroniarza, podania wyroku do publicznej wiadomości oraz 3 tys. zł nawiązki dla wdowy po Grzegorzu Zdunku. On sam bowiem zmarł półtora roku temu.
Sprawca nieznany
Było tak: 11 stycznia 2009 r. Grzegorz Zdunek wyszedł do sklepu po alkohol. Kiedy wrócił, Halina, wówczas jego przyjaciółka, a później żona, leżała w łóżku cała we krwi. Ktoś ugodził ją nożem. Do dziś nie wiadomo kto, pewne jest tylko, że nie był to Grzegorz Zdunek.
Wkrótce do ciasnej kawalerki na Dolnym Mokotowie przyjechali policjanci i ratownicy. Kiedy tylko pogotowie zabrało ranną do szpitala, policjanci wzięli się za przesłuchanie. Byli przekonani, że to Zdunek zaatakował swoją przyjaciółkę. – I co, skurw…? Dźgnąłeś ją? – wycedził jeden z funkcjonariuszy. Policjanci skuli Zdunka kajdankami, wkrótce potem padły ciosy i kopniaki. Na koniec jeden z nich rzucił w Zdunka telewizorem. Wiele wskazuje na to, że to właśnie od tego uderzenia mężczyźnie pękła śledziona, którą trzeba było usunąć.
Prokuratura nie uwierzyła Grzegorzowi Zdunkowi. Przeciwnie, oskarżyła go o czynną napaść na policjantów, bo rzekomo miał się rzucić z nożem na interweniujących funkcjonariuszy. Sprawę o pobicie go przez policję śledczy umorzyli. Dopiero dzięki determinacji obrońcy Zdunka, mecenasa Henryka Szulejewskiego, udało się postawić policjantów przed sądem dzięki złożeniu tzw. subsydiarnego (czyli prywatnego) aktu oskarżenia. Na ławie oskarżonych zasiedli Paweł Matusiak, oskarżony przede wszystkim o pobicie (co prawda nie tylko on zadawał ciosy, ale tylko jego widział leżący na podłodze Grzegorz Zdunek), oraz Paweł A., Piotr K. i Bogdan Z., oskarżeni o składanie fałszywych zeznań, utrudnianie śledztwa oraz o niedopełnienie obowiązków. Skoro bowiem ich kolega bił zatrzymanego, to ich obowiązkiem, jako policjantów, było podjąć interwencję. Tego nie zrobili.
Sąd podtrzymał wyrok
Wczoraj sprawę badał sąd odwoławczy, bo od pierwszego, kwietniowego wyroku zostały złożone apelacje. Wówczas sąd skazał tylko Pawła Matusiaka, pozostałych policjantów uniewinnił. I skazujący wyrok sąd wczoraj podtrzymał. Uchylił za to wyroki uniewinniające kolegów Matusiaka. – Sąd uniewinnił oskarżonych, przytaczając jedynie art. 5 i 7 Kodeksu postępowania karnego [mówi m.in. o domniemaniu niewinności]. Poza wątpliwym stwierdzeniem, że oskarżeni nie przyznali się do czynu, nic więcej nie znalazło się w uzasadnieniu – mówiła wczoraj sędzia Grażyna Puchalska, tłumacząc, dlaczego sąd pierwszej instancji musi zbadać sprawę Pawła A., Piotra K. i Bogdana Z. raz jeszcze, w nowym procesie.
W stosunku do Pawła Matusiaka wyrok jest już jednak prawomocny. Kiedy tylko pisemny odpis wyroku dotrze do Komendy Stołecznej Policji, funkcjonariusz zostanie usunięty z jej szeregów.