Na Boże Narodzenie tzw. ustawa inwigilacyjna, na Wielkanoc – antyterrorystyczna? Uchwalenie tej drugie możliwe już jutro. Tymczasem potencjalna krytyka, z jaką może się spotkać, sprowadzona zostaje do międzypartyjnych przepychanek…
Powstanie tzw. ustawy antyterrorystycznej zapowiadali pod koniec zeszłego roku minister koordynator ds. służb specjalnych i szef MSWiA Mariusz Błaszczak, którzy mieli wspólnie przygotować nowe przepisy. Projekt miał być gotowy po nowym roku. Zapowiedź stworzenia nowego prawa antyterrorystycznego padła dokładnie tego samego dnia, w którym pod Sejmem odbyła się pierwsza większa demonstracja przeciwko kontrowersyjnym działaniom PiS.
– Podjęliśmy decyzję o przygotowaniu ustawy antyterrorystycznej. Wzmacniamy Centrum Antyterrorystyczne ABW – mówił wówczas Kamiński.
– Jutro odbędzie się ostatnie, poświęcone tej ustawie posiedzenie zespołu międzyrestortowego – mówił na antenie RMF FM szef MSWiA Mariusz Błaszczak.
Zapytany o to, czy ustawa w mocny sposób ograniczy prawa i swobody obywatelskie, Błaszczak powiedział, że na pewno spotka się z atakami za jej treść.
– No właśnie, to jest tak, że zaraz pewnie spotkam się z atakiem ze strony partii N. i opozycji totalnej spod szyldu PO. No ale proszę pamiętać o tym, jaki mamy wybór? – pytał na antenie RMF FM. Do protestów niezwiązanych z KOD-em pan Błaszczak się nie odniósł.
Szef MSWiA nie chciał zdradzić, co dokładnie będzie powodowało protesty. – Wszystko będzie wzbudzać kontrowersje, bo ci ludzie są zakodowani na nie. W związku z tym będą atakować – ocenił. Dla pana Błaszczaka nie ważna jest treść krytyki ale kierunek, z którego ona płynie. Sprowadza on też obywatelskie niezadowolenie do poziomu przepychanek sił parlamentarnych i przypisuje przynależność do konkretnych ugrupowań każdemu, kto waży się krytykować działania władzy. Prosty chwyt: „KOD jest skompromitowany, więc kto nie z nami ten z KOD”.
Jego zdaniem opozycja będzie krytykować ustawę antyterrorystyczną tak, jak było w przypadku przepisów o policji.
– Był atak w przypadku zmiany ustawy o policji, która daje narzędzia, bo policja musi mieć narzędzia, żeby tropić bandytów – tłumaczył na antenie RMF FM. Czy naprawdę Błaszczak uważa, że nieograniczona możliwość inwigilowania obywateli jest konieczna do „tropienia bandytów”?
Dlaczego powinniśmy się martwić?
Deklaracja o konieczności powstania specjalnej ustawy antyterrorystycznej jest dość zastanawiająca, bo nie dalej jak cztery miesiące temu temu szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch przekonywał, iż Polski terroryzm właściwie nie dotyczy, bo nie płacimy takim zagrożeniem za dawne ambicje kolonialne, jak na przykład Francuzi. – U nas jest kilkanaście razy mniejsze – twierdził współpracownik prezydenta Andrzeja Dudy.
Podobną ocenę wygłosił zresztą sam minister spraw wewnętrznych. Mariusz Błaszczak informując o rozpoczęciu prac nad ustawą antyterrorystyczną wyraźnie zaznaczył, że zamachy w Paryżu nie wiążą się ze wzrostem zagrożenia terrorystycznego w Polsce. Skąd więc konieczność nagłego tworzenia dodatkowych ram prawnych do walki z terrorystami, skoro skuteczne okazują się dotychczasowe?
Uczą się od najlepszych?
Biorąc pod uwagę dotychczasowe działania rządu najprostsza odpowiedź wydaje się najbardziej niepokojąca. Wygląda bowiem na to, że Prawo i Sprawiedliwość szykuje nam polski „Patriot Act”, czyli osławione prawo, które po 11 września wprowadziła w USA ekipa prezydenta George’a W. Busha. To otworzyło amerykańskim służbom specjalnym drogę do permanentnej i nieograniczonej inwigilacji obywateli (a także sojuszników z całego świata…), oraz prawo do arbitralnego oceniania tego, co jest terroryzmem.
Choć Waszyngton to podobno globalny strażnik demokracji, „Patriot Act” i pozostałe „antyterrorystyczne” rozwiązania prawne w minionej dekadzie w Stanach Zjednoczonych nie raz służyły ograniczaniu prawa do protestu i wolności zgromadzeń. W tym USA niewiele różniły się od Rosji, gdzie prawo antyterrorystyczne również skutecznie służy uciszaniu niewygodnych dla władzy ludzi.
Wykorzystanie tzw. ustaw antyterrorystycznych łatwo pozwala władzy zastraszać tych, którzy protestują przeciw jej działaniom. Bo wielu demonstrantów spokornieje nawet po kilkudziesięciu godzinach za kratami. Dlatego oskarżenia o terroryzm świetnie sprawdzają się jako pałka na opozycję także w Kazachstanie i na Białorusi.
Antyterroryzmem w niezadowolone społeczeństwo
My nie mamy się jednak czego bać, bo rząd kierowany de facto przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego funkcjonuje w ramach Unii Europejskiej? Nawet w Unii są kraje, które mówiąc, że „bezpieczeństwo obywateli jest priorytetem rządu” zabezpieczały się po prostu przed tym, by obywatele nie mogli przeciw temu rządowi protestować.
Dokładnie rok temu Hiszpanom praktycznie zabroniono protestować, a wszelkie publiczne przejawy niezadowolenia są bardzo surowo karane. Zabronione jest nie tylko fotografowanie i filmowanie działań policji w przestrzeni publicznej, ale także pokojowa niesubordynacja wobec władzy, czy „okupowanie” budynków, oraz inne typowe formy protestu.
W Hiszpanii ustawę tę nazwano akurat nie antyterrorystyczną, a „prawem o bezpieczeństwie publicznym”. – Jednym z obowiązków państwa jest zapewnienie zarówno wolności, jak i bezpieczeństwa ludzi – tłumaczył premier Mariano Rajoy, gdy to prawo wprowadzał. Od tego czasu jedynymi ludźmi, którzy poczuli się bezpieczniej są jednak rządzący, bo nie muszą się już zamartwiać o setki tysięcy demonstrantów, którzy wcześniej co chwila wychodzili na ulice.