Katarzyna Czarnota, która protestowała przeciwko bezprawnemu użyciu paralizatorów przez policję stanie przed sądem. Nasza „kochana” instytucja twierdzi, że przewodziła „nielegalnemu zgromadzeniu”. Sytuacja jest kuriozalna, bo mimo że Polskie prawo nie ma instytucji „zgromadzenia spontanicznego”, to Trybunał Konstytucyjny uznał, iż jeśli zgromadzenie jest pokojowe, a nie było możliwości zgłoszenia go w terminie trzech dni przed wydarzeniem, należy uznać je za legalne. Zgromadzenie za które będzie sądzona Katarzyna było więc w pełni legalne, bo było odpowiedzią na działania policji mające miejsce dzień wcześniej.
Poznański sąd w poniedziałek zmienił się w twierdzę. Sprawdzano wykrywaczami metalu każdą osobę, przeszukiwano torby i plecaki. Taką samą kontrolę policjanci powtarzali przed salą, w której toczyła się rozprawa Katarzyny Czarnoty. Rozprawa ta była strzeżona lepiej niż procesy karteli narkotykowych.
Proces dotyczy wydarzeń z grudnia poprzedniego roku. Protestowano wtedy przed jednym z komisariatów w Poznaniu. Policja nie wpuściła protestujących do środka, doszło do przepychanek.
Dzień wcześniej grupa ok. 20 osób zakłóciła nacechowany ideologicznie wykład księdza profesora Pawła Bortkiewicza. Komentowali, klaskali i tańczyli, aż interweniowali obecni na sali tajniacy i sprowadzono oddział prewencji. Jeden z policjantów, co wyraźnie widać na nagraniach z telefonów komórkowych, raził protestującego prądem, tyle że policjanci nie mieli paralizatorów, a jeden z nich użył prywatnego sprzętu. Dostał za to „karę” w postaci nagany.
Policja tymczasem oskarża Katarzynę o przewodzenie nielegalnemu zgromadzeniu, protestowi przeciwko brutalności policji. K. przed sądem nie złożyła wyjaśnień, wcześniej mówiła, że nie prowadziła zgromadzenia a jedynie zabierała głos przez megafon, co robili również inni ludzie. Przed komisariatem nie potwierdzano jej tożsamości, jest znana bo działa w Wielkopolskim Stowarzyszeniu Lokatorów.
Na razie przesłuchano dwóch policjantów, jeden nie pamięta by Katarzyna prowadziła zgromadzenie, bo był zajęty wykonywaniem rozkazu przełożonego, aby nie wpuszczać zgromadzonych do komisariatu. Policjant twierdzi, że widział jedynie próbujący wejść do środka tłum, ale widział że przez megafon przemawiała ubrana na czerwono kobieta z czarnymi włosami. Drugi policjant – tajniak, twierdzi iż przez megafon przemawiała „jakaś kobieta”.
Po proteście pod komisariatem policja doniosła również na protestujących do prokuratury. Jeden z zebranych miał krzyknąć „zabij policjanta, zanim on zabije Ciebie!”, co zostało uznane za nawoływanie do zabójstwa. Śledztwo w tej sprawie trwa.