Zlekceważyli obrażenia i ślady w domu zgwałconej 84-latki i oskarżyli ją o konfabulację. Nawet nie próbowali ścigać sprawcy po tym, jak skargę na komisariat przyszła złożyć kolejna ofiara. A gdy o gwałtach zaczęło być coraz głośniej, zatrzymali niepełnosprawnego mężczyznę i usiłowali zmusić go do przyznania się do czynów, których nie popełnił. Policjanci w Brzostku (pow. dębicki) celowo tuszowali sprawy gwałtu i prób gwałtu na starszych kobietach, aby „nie poleciały im” statystyki wykrywalności przestępstw.
Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie skierowała przeciwko 7 z 15 funkcjonariuszy pracujących w komisariacie akt oskarżenia. Gdyby podjęli wszystkie niezbędne czynności, sprawca zostałby zapewne już dawno ujęty. Niestety, przez opieszałość policjantów utracono niemal sto procent materiału dowodowego.
Obiektem seksualnego ataku padło sześć kobiet w wieku od 59 do 84 lat w Nawsiu Brzosteckim koło Brzostka.
Gwałciciel napadał od kwietnia do czerwca 2013 roku, wchodząc w nocy do domów ofiar. Z zeznań poszkodowanych wynika, że wszystkie napadł ten sam sprawca: młody mężczyzna, najczęściej pijany, w kapturze na głowie.
W policyjnych notatkach nie było ani słowa o gwałtach, mimo że kobiety zgłaszały ten fakt funkcjonariuszom.
W przypadku 84-latki, która padła ofiarą zwyrodnialca, dokonujący oględzin miejsca zdarzenia funkcjonariusze nie zabezpieczyli żadnych śladów, mimo że na parapecie był wyraźny odcisk buta sprawcy, a w pokoju sporo porozrzucanych przez niego rzeczy, których musiał dotykać, zostawiając na nich odciski palców. Zlekceważyli też obrażenia, na które wskazywała im poszkodowana.
Ze sporządzonej notatki wynika jedynie, że sprawca wszedł do budynku i mimo próśb kobiety, aby go opuścił, spędził w nim dwie godziny, po czym wyszedł. Kompletnie pominięto fakt zgwałcenia. W notatce pojawiło się też stwierdzenie, że staruszka konfabuluje, i wypowiedzi rzekomych świadków – sąsiadów, którzy mieli potwierdzać tę tezę. Policjanci z częścią tych osób w ogóle nie rozmawiali, a przypisane im słowa wymyślili.
Inna kobieta przyszła na komisariat, aby zgłosić próbę gwałtu na niej. Funkcjonariusze w ogóle nie podjęli próby ścigania sprawcy. Nie poinformowali też pokrzywdzonej, że powinna wypełnić stosowny wniosek. Kobieta była roztrzęsiona. Nie wiedziała, że musi coś podpisać, bo policjant jej o tym nie powiedział.
Kiedy o gwałtach w Nawsiu zaczęło być coraz głośniej, policjanci zatrzymali niepełnosprawnego mężczyznę i zabrali go na komisariat, gdzie przez dwie godziny próbowali zmusić go, by przyznał się do ich popełnienia. Nie mieli na niego jakichkolwiek dowodów.
Większość oskarżonych ma za sobą co najmniej kilkanaście lat służby. Prokurator zarzuca im niedopełnienie obowiązków, poświadczanie nieprawdy, poplecznictwo, a dwóm z nich znęcanie się nad zatrzymanym.
Śledztwo trwało blisko 2 lata. Akt oskarżenia liczy ponad 100 stron. O ile zeznania poszkodowanych i mieszkańców Nawsia są spójne i wiarygodne, to te policjantów są nielogiczne i sprzeczne. Podczas konfrontacji zarzucali sobie wzajemnie kłamstwa.
Wszyscy nadal pracują w komisariacie w Brzostku. – Dopóki wyroki nie zapadną, nie ma podstaw do tego, aby wyciągnąć wobec nich konsekwencje służbowe – tłumaczy st. sierż. Jacek Bator, rzecznik policji w Dębicy.
Akt oskarżenia trafił do sądu w Dębicy, ale proces raczej odbędzie się w innym mieście. – Dobrze się znamy z większością tych policjantów. Niezręcznie, abyśmy orzekali o ich winie – mówi Artur Mielecki, wiceprezes sądu
Paweł Chwał / gazetakrakowska.pl