Według sędzi Katarzyny Gałus z Sądu Rejonowego Lublin-Zachód policjant Paweł P., który po służbie razem z dwoma kolegami po fachu wszczął burdę pod nocnym klubem, a potem szarpał się z interweniującymi mundurowymi, jednego z nich bił pięściami, kopnął, a na innych pluł, nie powinien mieć procesu. Jego czyny są „znikomo szkodliwe społecznie” m.in. dlatego, że… atakował policjantów i mógł się czuć wzburzony, bo pijanego nie wpuszczono go do dyskoteki.
Trzej funkcjonariusze w piątek 25 stycznia 2013 r. po godz. 23 próbowali wejść do klubu Dom Kultury. Selekcjoner nie wpuścił ich, bo się zataczali. Mimo to nie ustąpili. Ochrona wezwała więc policję, przyjechało siedmiu mundurowych z prewencji.
To nie ostudziło zapału Janusza S., Grzegorza C. i Pawła P. Nie tylko zaczęli się szarpać z kolegami po fachu, ale zrobili się bardziej agresywni i nie dali im się skuć.
Według zeznań świadków Paweł P. łapał policjantów z prewencji za mundur i ręce oraz ich odpychał. Już w radiowozie, gdy go zakuto w kajdanki, uderzył jednocześnie obiema pięściami mundurowego, który go pilnował, a potem kopnął go w klatkę piersiową. Na komisariacie wpadł w szał i pluł na innych policjantów, starał się ich kopać i popychać, a jednemu groził. Dopiero gdy się uspokoił, przebadano go alkomatem. Był pijany. Oskarżono go o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego, znieważenie i groźby. Prawo przewiduje za to do trzech lat więzienia.
Mimo obciążających go zeznań, P. do niczego się nie przyznał. Poprosił za to sąd, by pozwolił na mediację między nim a policjantami, których atakował. Gdy zawarł ugodę, adwokat Pawła P. zwrócił się do sądu, by ten umorzył całą sprawę z powodu „znikomej społecznej szkodliwość czynu”. I dokładnie tak zrobiła sędzia Gałus. Poznaliśmy właśnie pisemne uzasadnienie jej decyzji.
Choć sędzia przyznała, że „okoliczności i wina [oskarżonego] nie budzą wątpliwości”, to wymieniła aż 11 powodów, którymi się kierowała. Oprócz zawartej ugody Paweł P. nie był brutalny podczas szarpaniny, działał nagle, „w stanie silnego wzburzenia”, po pijanemu, „stosunkowo niewielka jest waga naruszenia przez niego obowiązku bycia praworządnym obywatelem”, „nie chciał rzeczywiście nikogo skrzywdzić”, jego zachowanie miało charaktery incydentalny, wyraził skruchę, nie był karany, miał dobrą opinię.
To jednak nie wszystko, bo według sędzi Gałus sprawę trzeba było umorzyć, gdyż pokrzywdzonymi byli… policjanci i wszystko to, czego dopuścił się Paweł P., ma znikomy wydźwięk społeczny, czyli społeczeństwo rzekomo się tym nie interesowało.
Już ta ostatnia przyczyna wzbudziła duże wątpliwości prokuratury, która zaskarżyła umorzenie. Podnosi m.in., że o szarpaninie pod nocnym klubem informowały media, jedna z gazet opisała ją na pierwszej stronie, a artykuły w sieci szeroko komentowali internauci. Poza tym nie można mówić o skrusze, skoro Paweł P. do dziś idzie w zaparte i mimo ugody nie przyznał się do stawianych mu zarzutów. Trudno też tłumaczyć, że był silnie wzburzony, skoro powód jego zachowania był w rzeczywistości błahy – nie wpuszczono go pijanego do lokalu.
15 maja Sąd Okręgowy w Lublinie zdecyduje, czy utrzymać umorzenie w mocy, czy też kazać rozpocząć normalny proces przeciwko Pawłowi P. Zarówno on, jak i Janusz S. oraz Grzegorz C. są zawieszeni w obowiązkach służbowych.