Blisko dwa miliony razy w ciągu roku służby sięgają po billingi Polaków. Jesteśmy też podsłuchiwani. Skala tych zjawisk jest tak duża, że na inwigilację obywateli w naszym kraju uwagę zwracają nawet europejskie instytucje. Przepisy regulujące te kwestie zaskarżyli do Trybunału Konstytucyjnego rzecznik praw obywatelskich i prokurator generalny.

Jeśli ktoś myśli, że rewelacje Edwarda Snowdena – byłego pracownika CIA, który ujawnił skalę inwigilacji rozmów telefonicznych, maili i serwisów społecznościowych – dotyczą tylko USA, to jest w błędzie. Okazuje się, że nawet w Polsce żyjemy pod czujnym okiem orwellowskiego „Wielkiego Brata”. Na brak kontroli i bezprawność działań służb inwigilujących Polaków zwracają uwagę już nie tylko organizacje broniące praw i swobód obywatelskich.

Obecnie służby mają praktycznie nieograniczone uprawnienia uzyskiwania danych telekomunikacyjnych obywateli. Chodzi o informację, do kogo należy dany numer telefonu komórkowego, dostęp do wykazów połączeń, dane lokalizacji telefonu, a także numery IP komputerów.

Według Urzędu Komunikacji Elektronicznej, operatorzy rocznie dostają od służb około 2 milionów żądań dostępu do danych abonentów. W 2010 roku po badaniach Urzędu Integracji Europejskiej zleconych przez Komisję Europejską okazało się, że polskie społeczeństwo jest najbardziej inwigilowanym w całej Unii Europejskiej. Na tysiąc dorosłych Polaków, aż 27,5 musiało liczyć się z tym, że ich billingi były sprawdzane przez specsłużby.

Mało tego, wszystkie informacje operatorzy muszą udostępniać na własny koszt. By uzyskać dostęp do naszych billingów, służby nie potrzebują żadnych pozwoleń sądów, tak jak to jest w przypadku podsłuchów.

Teoretycznie do takich kontroli uprawnionych jest 10 służb. Są to: policja, straż graniczna, służba celna, kontrola skarbowa, Żandarmeria Wojskowa, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencja Wywiadu, Centralne Biuro Antykorupcyjne, Służba Kontrwywiadu Wojskowego i Służba Wywiadu Wojskowego.

Służby i ich działania w tej kwestii nie są objęte kontrolą, a zdarza się też tak, że część uzyskanych danych nie podlega zniszczeniu nawet wtedy, gdy okazały się nieprzydatne. Nie ma też kategorii osób, które nie mogą być poddawane takim działaniom, mimo tego, że są zobowiązane do zachowania tajemnicy zawodowej (np. lekarze, adwokaci, czy dziennikarze).

Billingi to jedno, ale są jeszcze podsłuchy. Przepisy nie określają, jakie dane o obywatelach służby mogą pozyskiwać przez podsłuch czy tzw. tajny podgląd. To sprawia, że tak naprawdę to same specsłużby określają, jakie informacje i w jakim celu chcą pozyskać.

Przepisy o kontroli operacyjnej są nieprecyzyjne, bo nie określają jasno, w odniesieniu do jakich przestępstw służby mogą je prowadzić. W ustawodawstwie nie zakazano służbom inwigilowania osób chronionych tajemnicą zawodową.

Sprawą dostępu do billingów i podsłuchów w zeszłym roku zajmowała się Najwyższa Izba Kontroli. W raporcie zwróciła uwagę, że sądy występują o dane telekomunikacyjne nawet w sprawach rozwodowych, służby żądają tych starszych niż 12 miesięcy (co jest niezgodne z prawem), nie usuwają zbędnych danych, a także wysuwają żądania ujawniania treści SMS-owych korespondencji, co z punktu widzenia prawa jest uprawnione tylko w przypadku najcięższych przestępstw.

NIK zwróciła też uwagę, że obywatele nie są informowani o pozyskiwaniu przez służby ich billingów. – Jeśli są one pobierane w toku czynności operacyjnych, to nie wolno informować o tym podmiotu, który był sprawdzany, bo to byłoby szkodliwe dla państwa – odpierał takie zarzuty Paweł Wojtunik, szef CBA podczas posiedzenia TK.

Tak do sprawy odniósł się premier Donald Tusk. – Jest jakiś stan prawny, są jakieś ustawy, są regulacje i jest praktyka. Jednym ona odpowiada, innym nie. Jedni uważają, że łamie ona konstytucję, inni, że nie. Ci, którzy to kwestionują, idą ze skargą do Trybunału Konstytucyjnego – mówił szef rządu.

– Teraz właściwie jest tak, że każda ustawa jest tam kierowana – starał się bagatelizować skargę. – Ja nie mam szczególnych uwag do tych zapisów. Nie uważam, żeby praktyka odbiegała od normy. Nie jest przecież tak, że ktoś ma kaprys i zakłada komuś podsłuch – przekonywał premier. – A sprawa billingów nie jest szczególnie inwazyjną techniką – zaznaczał.

Spokoju premiera w tej kwestii nie podzielają jednak ani organizacje walczące o prawa człowieka, ani nawet europejskie instytucje. W marcu Parlament Europejski przyjął rezolucję skierowaną do krajów członkowskich (a więc i Polski), w której opowiedział się przeciwko masowej inwigilacji i nawoływał do zwiększenia nadzoru nad służbami specjalnymi.

Dość dodać, że Komisja Europejska już w 2011 roku krytykowała Polskę za zbyt swobodne sięganie do naszych billingów, a także za zakładanie podsłuchów.

– Już od 2009 roku alarmujemy, że obecne przepisy dotyczące udostępniania danych telekomunikacyjnych, w połączeniu z brakiem kontroli nad działalnością służb, nie gwarantują poszanowania praw i wolności obywatelskich – komentują sprawę aktywiści z Fundacji Panoptykon, która zajmuje się ochroną wolności wobec zagrożeń związanych z rozwojem technik nadzoru nad społeczeństwem.

gazeta.pl