Poznań był jednym z miast, w którym pół roku temu kobiety protestowały przeciwko planom zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Po „czarnym proteście” część uczestników przeszła przed znajdujące się kilkaset metrów dalej biuro PiS. W pewnym momencie doszło do starcia demonstrujących osób z policją. W stronę kordonów poleciały race. Funkcjonariusze zaczęli na ślepo okładać ludzi pałkami. Widać to na nagraniach publikowanych w internecie.

W przepychance ucierpiało pięciu policjantów. Zatrzymano trzy osoby, w tym Małgorzatę. Niewysoka dziewczyna dostała zarzut czynnej napaści na policjanta – miała wybić mu kciuk prawej dłoni. Kobieta zaprzecza. Twierdzi, że sama była ofiarą policyjnej agresji, a zatrzymano ją bez powodu, gdy upadła na ziemię. Jej sprawa skończy się prawdopodobnie aktem oskarżenia.

Zupełnie inaczej potoczyła się sprawa jej koleżanki, której policja nie zatrzymała. Trzymała z Małgorzatą transparent. Twierdzi, że nagle, bez powodu policjant ją odepchnął. Upadła na chodnik, policjant leżał na niej i wykręcał jej ręce. Została też poparzona gazem pieprzowym.

Zawiadomiła prokuraturę o przekroczeniu uprawnień przez policjantów. Jej zdaniem zaatakowali tłum bez ostrzeżenia.

Ale prokurator Magdalena Kęsy-Pietrus śledztwo umorzyła, nie przesłuchując żadnych świadków. W uzasadnieniu stwierdziła, że policjanci działali legalnie, sięgnęli po środki „adekwatne” i „konieczne”, a wcześniej wzywali do zachowania zgodnego z prawem. Skąd prokuratorka to wie? Jak sama przyznaje – z materiałów policji.

Podważa też wiarygodność poszkodowanej, bo w protokole przesłuchania w kilku miejscach przekręcone było nazwisko jej koleżanki Małgorzaty.

„Martwiła się o koleżankę, przy czym nie potrafiła wskazać jej prawidłowego nazwiska” – napisała Kęsy-Pietrus.

– Mogłam przekręcić nazwisko ze zdenerwowania, a może zostało po prostu źle zaprotokołowane? To nie ma dla sprawy żadnego znaczenia – mówi nam poszkodowana, która chce pozostać anonimowa. Dziwi się też, że poznańska prokuratura nie wyłączyła się ze sprawy, choć mogła to zrobić. Zazwyczaj policjanci są związani z lokalnymi prokuratorami więc dobrą praktyką jest przenoszenie spraw przeciwko funkcjonariuszom do innych miast.

Prokuratorka nie chciała z rozmawiać z dziennikarzami. Koleżanka Małgorzaty zaskarżyła decyzję o umorzeniu śledztwa do sądu. Czeka na rozstrzygnięcie.

Było 82 policjantów, nie wiadomo, który bił

Julia Hoffmann, 60-latka z Poznania, która również była przed biurem PiS, zrezygnowała z dalszej walki. Hoffmann widziała policjantów, którzy atakują siedzące kobiety. Gdy ruszyła w ich kierunku, nagle straciła przytomność. Ocknęła się na moment, usłyszała krzyk: „Zostawcie ją”. Kolejny obraz: stoi nad nią kilka kobiet, pytają, jak się czuje, czy może wstać. Od świadków usłyszała, że biło ją dwóch policjantów.

Karetka zabrała Julię Hoffmann do szpitala, obdukcja potwierdziła sińce, krwiaki i stłuczenia. Dowódca policyjnej akcji Leszek Steinitz zeznał, że nic o pobiciu nie wie, tłum był agresywny i nie wykonywał poleceń.

Prokurator Anna Zygmontczuk nie kwestionuje, że doszło do pobicia, ale śledztwo umorzyła, bo przed biurem PiS było aż 82 policjantów i nie wiadomo, który z nich bił kobietę, nie wiadomo, czy w ogóle był to policjant.

Julia Hoffmann tej decyzji nie zaskarżyła. – Nie wierzę, że to by coś dało – powiedziała.

wyborcza.pl