Mija 34 lata od momentu wygłoszenia niesławnego przemówienia telewizyjnego, w którym to generał Wojciech Jaruzelski, odwołując się do troski o dobro narodu i bezpieczeństwo ludowego państwa, uzasadniał wprowadzenie stanu wojennego. Na ulicach pojawiły się wówczas czołgi, tysiące ludzi znalazło się w obozach internowania, zaostrzono przepisy prawa, nasilono kontrolę polityczną, wzmożono cenzurę prewencyjną… Ludzie zostali przybici totalitarną pięścią państwa, które – w istocie – to właśnie im wypowiedziało jawną wojnę. Nad przyczynami, dramatycznym przebiegiem oraz ofiarami tamtych wydarzeń do dziś trwają – i z pewnością nadal będą trwać – zaognione dyskusje. W przestrzeni medialnej co jakiś czas pokazuje się zdjęcia opancerzonych transporterów, armatek wodnych czy też ganiających za tłumem i bijących na oślep pałami ZOMO-wców. Ciągle mówi się o konieczności osądzenia osób odpowiedzialnych za wprowadzenie i przebieg stanu wojennego, ciągle walczy się z „komuną”, ciągle przywołuje się pamięć, która – zamiast łączyć i budować konstruktywne wnioski – w rzeczywistości ciągle dzieli i podgrzewa społeczne konflikty… Bo jakie wnioski wyciągnięto z tamtych wydarzeń? Czy w ogóle jakiekolwiek? Czy te, które wyciągnięto, faktycznie mogą przyczynić i przyczyniają się do poszerzania wolności jednostki i utrwalania społecznej sprawiedliwości? Czy ludziom faktycznie żyje się dużo lepiej niż za czasów PRL? Przyjrzyjmy się…
W obecnej rzeczywistości, choć z pewnością znacznie bardziej kolorowej i dynamicznej niż w latach osiemdziesiątych, nie ma patroli wojskowych w polskich miastach – jest za to wszechobecny miejski monitoring, kontrola w Internecie, namierzanie przez systemy GPS… Nie ma też ZOMO-wców ganiających z pałami po ulicach – są za to policjanci, strażnicy miejscy oraz mnożące się różnego typu służby specjalne z coraz szerszym zakresem możliwości używania przemocy oraz bardziej wyszukanymi środkami przymusu bezpośredniego, takimi jak paralizatory, LRADy, nowoczesne lakrymatory itp. Obecnie dużo rzadziej niż trzydzieści lat temu dochodzi do jawnie politycznych morderstw – za to codziennie skazuje się całe grupy czy masy ludzi na powolną i upokarzającą śmierć poprzez pozbawianie ich środków do życia, ekonomicznie opłacalne propagowanie niezdrowej żywności, rabunkową i niszczycielską eksploatację środowiska naturalnego, pozbawianie dachu nad głową czy utrzymywanie kontrolowanego poziomu bezrobocia… Dziś w centrach miast nie ma czołgów ani luf karabinów wymierzonych w okna – są za to dużo bardziej solidnie wyglądające banki i ich uśmiechnięci przedstawiciele, którzy zrobią wszystko, by zachęcić do oddania własnego życia w ręce finansowych elit. Dziś nie trzeba siedzieć za kratami ciasnych cel – za to żyje się na długich łańcuchach kredytów i innych lichwiarskich zobowiązań finansowych. Obecnie nie ma tak powszechnej cenzury medialnej – są za to media pierwszego obiegu, tak liczne, jak liczne są oficjalne stronnictwa polityczne – i każde z nich mówi to, co jego mocodawcy podyktują. Nie ma dziś jedynie słusznej „prawdy”, którą państwowy monopol propagandowy zwykł zatruwać świadomość siejąc kłamstwo – za to teraz każdy wariant polityczny może mieć własną „prawdę”, która już nawet nie musi wypaczać istniejącej świadomości społecznej, bo od razu buduje ją wypaczoną. Dziś nie prowadzi się tak zaostrzonych działań militarnych w środku Europy w rzekomej obawie przed zbrojną interwencją ZSRR – za to uciska się kraje i ludy tzw. Trzeciego Świata, rzecz jasna w imię „światowego bezpieczeństwa”. Dziś Polska nie jest członkiem Układu Warszawskiego – jest za to członkiem NATO, które angażuje się w znacznie większą ilość globalnych konfliktów zbrojnych. Dziś Europa nie jest podzielona drutami kolczastymi (choć nie wiadomo jak długo jeszcze…) czy Murem Berlińskim – za to ma agencję Frontex, uszczelniającą zewnętrzne granice UE, gdzie – jak się okazuje – na skutek dbałości o ich nieprzepuszczalność zginęło już znacznie więcej ludzi niż swego czasu przy próbach przedostania się przez żelazną kurtynę. W latach PRL inwigilowano, przetrzymywano w więzieniach, szantażowano, torturowano i zabijano – popełniano zbrodnie zgodnie z ówcześnie panującym zbrodniczym prawem. Dziś robi się to samo, z tą różnicą, że odpowiedzialni za to ludzie nie stosują się do stworzonego przez siebie prawa – mydląc oczy jego humanitarnością i liberalnością sami je łamią, choćby poprzez stosowanie aresztów wydobywczych, nielegalne podsłuchy, niezgodne z prawem eksmisje, wikłanie w sprawy karne poprzez podrzucanie nielegalnych środków…
Czy wszystko to nie przywołuje obrazu wilka oraz wilka w owczej skórze? Czy naprawdę „obywatelki i obywatele” mogą się dzisiaj czuć wolni, bardziej bezpieczni, traktowani w sposób godny? Oficjalna propaganda bębni o 25 latach wolnej Polski, jednocześnie kolejne rządy po kolei odbierają ludziom to, co najpierw im „dano”. I nie chodzi tu tylko o manipulowanie wiekiem emerytalnym czy systemami ubezpieczeniowymi, odbieranie dzieciom dzieciństwa poprzez wcześniejsze wysyłanie ich do szkół czy inne, podobne przedsięwzięcia. Dzisiaj ludzi – dotychczas przekonywanych o oddaleniu wizji wojen – ponownie straszy się konfliktami zbrojnymi, nasila się wśród nich paranoję zagrożenia, szerzy nastroje ksenofobii i rasizmu, przez co nie tylko tracą oni poczucie bezpieczeństwa, ale często sami konfliktują się pomiędzy sobą i domagają się zaostrzania prawa, powszechnego obowiązku służby wojskowej, wzmacniania granic, poszerzania uprawnień policji itp. Poza tym, czyżby jedna władza, jednej partii, faktycznie była już tylko wspomnieniem? Widząc ostatnie wydarzenia toczące się wokół Trybunału Konstytucyjnego można odnieść wrażenie, że jest inaczej – jedna partia, posiadająca pełnię władzy wykonawczej oraz, dzięki bezwzględnej większości parlamentarnej, całą władzę ustawodawczą, obecnie dąży też do uzyskania wpływu na „najwyższą” władzę sądowniczą…
Przez cały okres PRL praktycznie wszystkie miejsca w sejmie były zajęte przez PZPR – ówcześni parlamentarzyści tworzyli mniej lub bardziej iluzorycznie różnorodną, a w rzeczywistości jednobrzmiącą masę polityczną. Dziś w izbach polskiego parlamentu od prawa do lewa zasiada taka sama mafia – jedna bardziej konserwatywna, druga bardziej liberalna – jedna na pasku konserwatywno-religijnej paranoi, druga na pasku neoliberalno-bankowego zamordyzmu. Jednocześnie wszystkie polskie stronnictwa promują i utrwalają ten sam lub bardzo podobny model politycznej, społecznej i ekonomicznej rzeczywistości. Nawet podczas dwóch niby przeciwnych sobie marszy, jakie odbywały się w czasie weekendu 12-13 grudnia br., a dotyczyły kwestii manipulacji związanych z Trybunałem Konstytucyjnym, obie strony trzymały takie same polskie flagi i obie wykrzykiwały to samo – powtarzając za Ferdkiem Kiepskim: „Tu jest Polska!”. I otóż to! Tu jest Polska! Oto Polska właśnie! Wolna przecież od ponad 25 lat! Styropian trze się o styropian, a wydawane przy tym odgłosy są coraz bardziej nieprzyjemne… I okazuje się, że nawet strzelanie do górników nie pozostało historią zamkniętą w Kopalni „Wujek”, bo wystarczy przypomnieć wydarzenia z przełomu stycznia i lutego 2015… A co z resztą Europy? Co dziś robi tzw. Zachód, który na początku lat osiemdziesiątych tak bacznie i z tak wielkim niepokojem oraz współczuciem przyglądał się polskiemu stanowi wojennemu? Otóż, przykładowo USA, średnio co dekadę prowokują i angażują się w kolejne konflikty zbrojne, tak jakby bez nich nie mogły istnieć. Postępuje tam również militaryzacja policji. Zaś Paryż i Bruksela w ostatnich dniach wyglądają nie lepiej niż Warszawa w latach 1981-1983 – ulice patroluje wojsko, na każdym rogu stoją opancerzone transportery, służby specjalne przejęły pełną kontrolę nad poczynaniami mieszkańców i mieszkanek, nawet aktywiści ekologiczni są prewencyjnie aresztowani na okoliczność odbywającego się szczytu klimatycznego… Kraje Europy Zachodniej zaostrzają anty-imigranckie przepisy prawa, dzięki propagandzie strachu stronnictwa faszystowskie zyskują coraz większą popularność… W siłę rośnie autorytaryzm lub nawet totalitaryzm w wydaniu ukrytym.
Skoro dziś przywołujemy pamięć jawnego totalitaryzmu i walki z komuną, to pytanie po co to robimy? Nakreślony wyżej obraz obecnej rzeczywistości dowodzi, że w ujęciu ogólnospołecznym nie chodzi o wyciąganie pozytywnych wniosków. Chodzi raczej o tak często i chętnie uskutecznianą bezrefleksyjną martyrologię, która zwykła doskonale zagłuszać wewnętrzny głos rozsądku i umiejętność dostrzeżenia racji tam, gdzie faktycznie się ona znajduje.
W tym kontekście należałoby odnieść się do tych, którzy o wprowadzeniu stanu wojennego krzyczą najgłośniej. Modę na bezrefleksyjny i butny antykomunizm promują nacjonaliści, na czele z Robertem Winnickim, Marianem Kowalskim czy Arturem Zawiszą. Pies drapał, że sami wystawili jako jedynkę w wyborach do Europarlamentu byłego milicjanta. Abstrahując jednak od „walki” z wyimaginowanym wrogiem, można zastanowić się, dlaczego nacjonaliści walczyliby z komunistami jeśli ci drudzy faktycznie by istnieli. Przecież prawicowi dyktatorzy, tacy jak np. Mussolini, Franco czy Pinochet, do których narodowcy tak chętnie się odwołują, stosowali praktycznie identyczne metody terroru i propagandy, co zamordyści bolszewiccy. Licytowanie się o faktyczne liczby ofiar czy o mniej lub bardziej wyszukane metody działań, jest w tym momencie co najmniej nie na miejscu. Być może zatem chodzi o czysto ideologiczne nieporozumienia – a fakt, że o nieporozumienia czy niezrozumienia w ogóle w przypadku fanów autorytaryzmów nie trudno. Mogą nie rozumieć, mogą dyskryminować, mogą używać siły wobec jakichkolwiek innych prądów politycznych. Skąd zatem tak ostro wyrażana wrogość akurat do „czerwonych”? Być może to moda, być może zwykły populizm i tendencyjność programu politycznego, być może strach przed faktycznie istniejącymi i rzeczywistymi przeciwnikami politycznymi albo chwyt polityczny polegający na grze na emocjach, który, na Boga! niestety działa… Nacjonaliści gromadzą na swoich wydarzeniach ludzi totalnie nie zorientowanych politycznie, którzy swoją obecnością legitymizują poglądy przywódców, a ci przecież przecież mają pewien wspólny mianownik z czerwoną hołotą. Ten mianownik ujawnił się choćby np. właśnie na początku lat osiemdziesiątych XX wieku, kiedy to nacjonalistyczne Zjednoczenie Patriotyczne „Grunwald” czy sam Maciej Giertych – współzałożyciel endeckiego Stronnictwa Narodowego, którego odłamem jest np. LPR – jawnie i oficjalnie popierali wprowadzenie stanu wojennego. Istnieją także grupy tzw. autonomicznych nacjonalistów, które odwołują się do ideologii narodowego bolszewizmu, a na swoich stronach promują zespół, który układał pieśni ku chwale generała. [1] [2] [3] [4] Grzech nie wspomnieć o ich wyrazach solidarności dla neonazistowskiej partii Złoty Świt, kiedy ta razem z policją tłumiła protesty pracownicze w Grecji. Przykłady można mnożyć…
Rzeczywistość polityczna jest pełna paradoksów, ale czy podobieństwa pomiędzy nacjonalizmem a komunizmem to faktycznie paradoks? Nie. Otóż istotą obu tych skrajności są tendencje autorytarne – silna władza, porządek narzucany wyłącznie odgórnie, decyzyjność wyłącznie w rękach rządzących i bezwzględne posłuszeństwo poddanych, jedna i jedynie słuszna wizja świata, definicja „człowieka” czy np. „Polaka”, uporczywie powielany i utrwalany propagandowo model życia… Jak polska młodzież mogła dać się złapać w tę mentalną pułapkę? Czy rodzice nie nauczyli ich jak wygląda kraj rządzony „silną ręką”? Jak przedstawiciele nieuprzywilejowanych warstw społeczeństwa mogą popierać stronnictwa, które chcą np. pakować ludzi do więzienia za trawkę z jeszcze większą zaciekłością niż obecne antynaukowe władze? Brak perspektyw, przez który ludzie szukają jakiejkolwiek alternatywy, religijna i narodowa indoktrynacja, która uczy uległości i bierności oraz buduje kult jednostki oraz siły, propaganda strachu, która uczy uprzedzeń… Winnych próżno szukać, trzeba działać ale ten kraj dla wielu działaczy wolnościowych wydaje się być jałową ziemią.
Podsumowując, nie mamy już czołgów na ulicach, politycznych morderstw ani oficjalnej cenzury. Czasy i kontekst, w jakich obecnie żyjemy, dowodzą jednak, że restrykcyjne prawo, ucisk społeczny, wyzysk ekonomiczny, wszechobecna kontrola, medialne manipulacje, a nawet wojsko na ulicach, to nie zjawiska przypisane wyłącznie ustrojom jawnie totalitarnym. Każdy ustrój państwowy i każda partyjność, nie ważne czy bliższa „demokracji” czy dyktaturze, ma w sobie pierwiastek autorytatywny. Ów pierwiastek to zasada władzy, która zawsze, choć z różnym nasileniem, opiera się na nierówności, sprowadza niesprawiedliwość i niewolę, z różną dynamiką, jednak w sposób nieprzerwany, zmierza w kierunku totalności, wbrew rzeczywistej naturze i potrzebom ludzi. Zatem im mniej władzy – tym więcej człowieka jako takiego. Dlatego jesteśmy jej przeciwnikami w każdej odsłonie i w każdym wydaniu. I przypominamy o tym nie tylko przy okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego… KAŻDA WŁADZA ZABIJA!