3 listopada żarscy policjanci natknęli się na uszkodzony samochód na trasie z Żar do Żagania. Kierowcy nie było, a wszystko wskazywało na to, że auto brało udział w kolizji. Ustalono, że samochód należy do ich kolegi po fachu ze Szprotawy. Kiedy złożyli wizytę policjantowi, ten otworzył im pijany.

Na jednej z ulic ujawniono pojazd funkcjonariusza, którego uszkodzenie i sposób „parkowania” wskazywały, że mógł on uczestniczyć w kolizji. Policjanci z patrolu drogowego, po ustaleniu do kogo należy pojazd, pojechali do mieszkania, w którym zastali właściciela samochodu, znajdującego się w stanie nietrzeźwości. Mężczyzna nie został zatrzymany podczas jazdy pod wpływem alkoholu.

Funkcjonariusze ustalili fakty, które w późniejszej fazie śledztwa uprawdopodobniły podejrzenia, że zatrzymany policjant chwilę wcześniej kierował swoim pojazdem, a potem wrócił nim do domu. Od 37-letniego mężczyzny pobrano krew w celu sprawdzenia zawartości alkoholu.

Policjanci z Żagania i Żar odmawiają komentarza w tej sprawie i odsyłają do rzecznika prokuratury.

Zapytany przez dziennikarzy Gazety Lubuskiej policjant odmówił komentarza. Jednak po kilku minutach oddzwonił i powiedział, że przeżył osobistą tragedię. Tego samego dnia w szpitalu w Żarach miało przyjść na świat jego dziecko. Niestety, podczas porodu, nastąpiło odklejenie łożyska i maluch urodził się martwy. – To było dla mnie dramatyczne przeżycie. Do tej pory moja rodzina nie może się otrząsnąć. W sprawie śmierci dziecka zebrałem już konieczną dokumentację i złożyłem doniesienie do prokuratury.

gazetalubuska.pl