O sprawie w marcu informowała stacja tvn24. Prokuratura oskarżyła sześciu notabli z Zambrowa o wykorzystywanie seksualne nieletnich dziewcząt, wychowanek miejscowego domu dziecka. Wśród powiązanych towarzysko oskarżonych są policjanci, biznesmeni i wysoko postawieni lokalni urzędnicy. Wg. sądu inicjatywa była po stronie dziewczynek. One dzwoniły, szukały okazji do spotkania, a oni „tylko” korzystali i płacili. Dlatego żadnej odpowiedzialności nie poniosą. To wyrok łomżyńskiego sądu, nieprawomocny. Prokuratura będzie apelować, ale zbytnio się nie wychyla. Prokurator podkreślał, że dorośli mężczyźni bez skrupułów wykorzystywali krytyczne położenie niepełnoletnich, nieukształtowanych emocjonalnie dziewcząt, więc zaproponował: dla policjantów rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata, a dla przedsiębiorców – po 8 miesięcy w zawieszeniu na 2 lata. A także grzywny.
Sąd Rejonowy w Łomży uniewinnił w środę (14.01) czterech oskarżonych o seksualne wykorzystywanie małoletnich wychowanek placówki opiekuńczej. Prokuratura postawiła im zarzuty seksualnego nadużycia stosunku zależności na osobach małoletnich.
O podejrzeniu popełnienia przestępstwa zawiadomienie do prokuratury złożył w czerwcu 2013 roku komendant wojewódzki policji. Dotarło do niego, że dwaj jego podwładni z zambrowskiej komendy płacą nastolatkom za seks. Podejrzenia potwierdzili śledczy. I na dodatek okazało się, że nie tylko stróże prawa brali udział w procederze, ale też nie stronili od niego inni szanowani obywatele, wręcz elita Zambrowa.
Pierwszy akt oskarżenia – przeciwko czterem osobom – trafił do sądu 31 grudnia 2013 roku. Objął dwóch byłych już policjantów (32-latkowie z Komendy Powiatowej Policji w Zambrowie zostali wydaleni ze służby) oraz dwóch lokalnych biznesmenów. Ich proces toczył się w Łomży, ponieważ w Zambrowie wszyscy policjantów znali (a w Łomży niby nie) i z nimi współpracowali – musieli się więc wyłączyć. Sprawa toczyła się za drzwiami zamkniętymi, sąd utajnił ją ze względu na dobro poszkodowanych nastolatek.
Nieoficjalnie wiadomo, że były problemy ze ściągnięciem dziewcząt na rozprawy. Zmieniały też zeznania – np. początkowo mówiły śledczym, że mężczyźni, którzy korzystali z ich usług, wiedzieli, że nie mają ukończonych 18 lat, a potem się z tych zeznań wycofały. Nie chciały mieć kłopotów, wolały to wszystko zostawić za sobą. Jedna z nich przeszła załamanie nerwowe. Dziś obydwie mieszkają już poza placówką i chcą ułożyć sobie życie.
A pani o dowód w burdelu pyta?
Z materiału dowodowego zgromadzonego przez łomżyńskich śledczych wynikało, że dwie dziewczynki, wychowanki placówki opiekuńczo-wychowawczej, nie mając jeszcze ukończonych 18 lat, poznawały mężczyzn i umawiały się z nimi na płatny seks – w różnych miejscach: w ich domach czy też w bardziej ustronnych lokalach wokół Zambrowa.
Zdaniem śledczych jedna z wychowanek domu dziecka dowiedziała się od o rok starszej, 18-letniej koleżanki, że ta utrzymuje się z prostytucji, a to lekki zarobek. Poprosiła, by ją wprowadziła w „biznes”. Na początku marca 2013 roku dziewczyny pojechały do biura jednego z oskarżonych – dewelopera. Pojawił się tam jeszcze jego kolega.
17-latka wciągnęła w proceder swoją koleżankę z placówki opiekuńczo-wychowawczej, dziewczynkę w tym samym wieku. Obydwie spotykały się z mężczyznami do końca maja 2013 roku. Jedna z nich mówiła wprost, że robiła to dla pieniędzy. Choć „policjanci płacili tyle, że szkoda gadać” – 50 zł. Zdarzyło się, że na schadzkę w lesie jeden mundurowy przyjechał radiowozem – mówiła. Co innego lekarz, ten był hojny. Umawiali się w jego gabinecie.
Jeden z oskarżonych opowiedział „Wyborczej” jak to wyglądało z jego perspektywy: – Dwie dziewczyny wyszły na miasto, wydzwaniały, do kogo mogły. Brały pieniążki, staniki, perfumy.
W akcie oskarżenia padają konkretne kwoty – od 60 do 170 zł za stosunek.
Kiedy wychowawcy zauważyli u dziewczyn gotówkę wykraczającą znacznie ponad kieszonkowe, zgłosili sprawę organom ścigania.
Oskarżeni bronili się, że dziewczyny miały ukończony 15. rok życia i same wszystko inicjowały. Nie mają żadnego poczucia dyskomfortu: – A pani jak idzie do burdelu, to o dowód pyta? – argumentował w rozmowie oskarżony biznesmen.
Sąd: Niemoralne, ale zgodne z prawemSąd: Niemoralne, ale zgodne z prawem
Sędzia Michał Gąsiewski uzasadniał wyrok uniewinniający tym, że cała inicjatywa była po stronie dziewcząt – to one wyszukiwały telefony mężczyzn, którzy mogliby być zainteresowani spotkaniem i dzwoniły do ich. Sąd doszedł też do wniosku, że nastolatki nie znajdowały się w krytycznym położeniu. Chciały po prostu mieć pieniądze na ciuchy, kosmetyki.
– Na pewno możemy mówić o niemoralnym zachowaniu oskarżonych policjantów i odpowiedzialność dyscyplinarna wobec nich pewnie jest zasadna. Ale przepisów prawa nie naruszyli – przekazuje stanowisko sądu Jan Leszczewski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łomży.
Na ogłoszeniu orzeczenia obecni byli trzej oskarżeni. Wyrok nie jest prawomocny, można spodziewać się, że prokuratura będzie apelować. Wszak art. 199 par. 3 Kodeksu karnego stanowi, że karze zaostrzonej – od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności – podlega ten, kto „doprowadza małoletniego do obcowania płciowego lub poddania się innej czynności seksualnej albo do wykonania takiej czynności, nadużywając zaufania lub udzielając mu korzyści majątkowej lub osobistej, albo jej obietnicy”. Przepis ten skonstruowano specjalnie, by można było rozszerzyć karalność sprawców nawet w takich sytuacjach, do których dochodzi „z inicjatywy małoletniego”.
Na wyrok czeka jeszcze szef sanepidu
To nie koniec sądowej batalii – w czwartek (15.01) przed Sądem Rejonowym w Zambrowie stanie pod tym samym zarzutem Robert A. – piąty z zamieszanych w seksaferę mężczyzn, ten hojny lekarz. 48-katek jest ginekologiem, a jednocześnie dyrektorem Powiatowej Inspekcji Sanitarnej w Zambrowie. Jego proces od marca ubiegłego roku toczy się w tym mieście. Na czwartkowej rozprawie także może zapaść wyrok.