Policjanci przekroczyli swoje uprawnienia i użyli „nieadekwatnych środków” – twierdzą jedni śledczy, drudzy – o użycie przemocy oskarżają rodzinę z Biskupiej Górki, która przekonuje, że to ona została pobita. Do dramatycznego wydarzenia doszło ok. godz. 14 w sobotę, 30 sierpnia ubiegłego roku. Policjanci, jak twierdzą, prowadzili wówczas pościg za podejrzanym o włamanie. 23-latek miał krzyczeć: „Ratunku, biją!” i biec ulicą Biskupią. Usłyszała go rodzina L., a dwóch synów 38-letniej Anny L. pobiegło za policjantami. Wersje tego, co działo się później, prezentowane przez rodzinę L. i policję zdecydowanie się różnią.

Według relacji świadków we wrześniu na ul. Biskupiej policjanci pobili m.in. nieletniego oraz kobietę w ciąży. Wszyscy poszkodowani to członkowie jednej rodziny. Policja przyznaje, że funkcjonariusze użyli „środków bezpośredniego przymusu” również wobec kobiety, która miała być agresywna.

Efektem zdarzenia jest już drugi akt oskarżenia – tym razem skierowany przeciw funkcjonariuszom.

Adam J., działając wspólnie i w porozumieniu z inną osobą, przekroczył swoje uprawnienia w ten sposób, że zastosował wobec Anny L. środki przymusu bezpośredniego nieadekwatne do zagrożenia i stawianego biernego oporu polegającego na zatarasowaniu drzwi do klatki schodowej w celu umożliwienia ucieczki syna i odstąpił od wezwania jej do zachowania zgodnego z prawem – mówi prok. Teresa Rutkowska-Szmydyńska, szefowa Prokuratury Rejonowej w Pruszczu Gdańskim. – Drugi czyn, o który jest oskarżony Adam J., dotyczy bezpodstawnego użycia środków przymusu bezpośredniego wobec Jolanty Ś. Piotr P. również zastosował wobec Anny L. środki przymusu bezpośredniego nieadekwatne do zagrożenia i nie wezwał do zachowania zgodnego z prawem.

Bezpośrednio po zdarzeniu Jolanta Ś., sąsiadka rodziny L., skarżyła się na to, że przez jednego z policjantów została silnie uderzona w klatkę piersiową, a Anna L. o to, że funkcjonariusz po wepchnięciu do klatki schodowej trzymał ją za włosy i uderzał jej głową o ścianę.

Obu policjantom grozi do 3 lat więzienia. Prokuratura zastosowała wobec nich zakazy opuszczenia kraju i poręczenia majątkowe.

Jarek Wierciński / dziennikbaltycki.pl