Rodzina oskarża – funkcjonariusze zaprzeczają – tak wyglądało do dziś wstępne postępowanie w sprawie możliwego pobicia 18-latka przez policję. Dziś, jak ustalił Onet, prokuratura podjęła decyzję – będzie śledztwo z urzędu.

Dokładna data potencjalnego pobicia 18-latka to noc z 13 na 14 maja, czyli 1-szy dzień łódzkich Juwenaliów. Według siostry pokrzywdzonego Michała, Emilii, to łódzcy policjanci odpowiedzialni są za pobicie jej młodszego brata. Dziś, jak ustalił Onet, prokuratura zdecydowała, że wszczyna śledztwo z urzędu.

Pokrzywdzony, 18-letni mieszkaniec Łodzi został przesłuchany przez Pierwsze Biuro Spraw Wewnętrznych Policji. Podobnie, zeznania złożyła jego matka. Teraz śledczy sprawdzą, czy obrażenia chłopaka faktycznie mogły powstać w wyniku pobicia – mówi Onetowi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.

Ostateczną wersję wydarzeń ustalić muszą śledczy, bo ani Michał, ani jego rodzina nie zdecydowali się na zawiadomienie prokuratury. Jedynym „dowodem” w sprawie jest wpis na facebooku autorstwa siostry Michała, Emilii.

„Łódzka policja!!! Mafia i skur… !!!” – tak sytuację rzekomego pobicia jej brata przez policję zaczyna opisywać na Facebooku Emilia Kłobecka.

Policja jej wersji wydarzeń zaprzecza i – aby przeciąć spekulacje – chce, by wyjaśnieniem całej sprawy zajęła się prokuratura.

18-letni Michał, według relacji jego samego i jego bliskich, miał zostać pobity przez policjantów w radiowozie. Do tej sytuacji dojść miało podczas pierwszej nocy łódzkich Juwenaliów. Grupka młodzieży miała wulgarnie wyzywać policjantów w przejeżdżających radiowozach. Gdy jeden z pojazdów zatrzymał się, funkcjonariusze do kontroli wybrali właśnie 18-letniego Michała.

Oto, jak relacjonuje to na Facebooku jego siostra Emilia Kłobucka. „Podjechała su…, pokazała na niego, zaprosiła do radiowozu. Zaskoczeni koledzy, którzy nigdy nie znaleźli się w takiej sytuacji, myśleli, że to rutynowa kontrola trzeźwości. Michał nie wracał kilkadziesiąt minut. Oskarżono go między innymi o obrazę policji, spożywanie alkoholu (nie miał przy sobie alkoholu) aż w końcu o kradzież telefonu, którego nie chciał odblokować na prośbę policji – stwierdził że rewizja jego rzeczy, portfela a tym bardziej telefonu jest bezpodstawna, a kodu blokującego telefon nie pamięta”.

„Padła komenda jednego z policjantów zgaś światło do kolegi, a do brata zaraz sobie przypomnisz kod. Zaczęto go bić. Kiedy bito go po twarzy i po głowie tak, że dostał wstrząsu padaczkowego, którego nigdy wcześniej nie miał, wyrzucili go na tory tramwajowe z radiowozu, skopano i … wezwano pogotowie !!!”.

Inną wersję wydarzeń przedstawia policja. – Patrol mundurowych zabezpieczających juwenalia, przejeżdżając obok jednego z przystanków, podjął interwencję w związku z wulgarnymi okrzykami kierowanymi pod adresem policjantów. Funkcjonariusze zatrzymali się, żeby wylegitymować jednego z uczestników zajścia – wyjaśnia insp. Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. – Mężczyzna twierdził, że nie ma przy sobie dokumentów, w związku z tym został poproszony do radiowozu. 18-latek został poinformowany o ukaraniu za popełnione wykroczenia. Odmówił przyjęcia mandatu w wysokości 600 złotych. W pewnym momencie zaczął zachowywać się irracjonalnie, wykonywał dziwne i nieskoordynowane ruchy, spinał się i uderzał pięściami w kolana – kontynuuje.

Według rzeczniczki 18-latek zaczął ciężko oddychać, twierdził, że ma astmę, w związku z czym funkcjonariusze mieli wyprowadzić go z radiowozu. Policjanci twierdzą, że wezwali pogotowie. – Ratownik wystawił kartę, z której wynika, że 18-latek był w stanie ogólnym dobrym, bez zewnętrznych uszkodzeń ciała i nie było śladów pobicia. Napisał, że był agresywny i wulgarny także wobec sanitariuszy oraz był po spożyciu alkoholu ze wskazaniem do umieszczenia w „izbie wytrzeźwień”.

Ostatecznie została podjęta decyzja o odwiezieniu nastolatka do domu, gdzie około godziny 4 nad ranem został przekazany pod opiekę ojca – podkreśla rzeczniczka policji. I dodaje, że ani pokrzywdzony, ani nikt z jego rodziny nie złożył zawiadomienia o przestępstwie. Właśnie dlatego policja sama postanowiła to zrobić.

O sprawie zawiadomione zostało Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, które wyjaśnia tego typu zdarzenia. Zamierzamy także powiadomić prokuraturę – mówi insp. Kącka. Jak na razie, do prokuratury nie dotarło ani zawiadomienie policji, ani rzekomo pobitego Michała.

Nie mamy informacji, dotyczących tej konkretnej sprawy, bo żadne oficjalne dokumenty i skargi nie wpłynęły – mówi Onetowi rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania. – Czekamy, bo wszystkie sprawy tego typu, w których pojawia się choćby cień podejrzenia wobec funkcjonariuszy publicznych, chcemy wyjaśniać bardzo skrupulatnie. Tyle że, powiem otwarcie, dowodowo takie postępowania są z reguły bardzo trudne. Zwykle mamy słowo przeciwko słowu – dodaje rzecznik prokuratury.

A oskarżenia padają także pod adresem łódzkiego pogotowia. Według rodziny 18-letniego Michała, sanitariusze zlekceważyli jego stan, gdy zostali wezwani tuż po rzekomym pobiciu go przez policjantów.

„Pan sanitariusz powiedział do policjanta klepiąc go po ramieniu: spoko, wpiszemy, że był agresywny, a Wy wystawcie mu mandat za bezpodstawne wezwanie pogotowia – 500 zł” – tak, według wpisu siostry Michała na Facebooku mieli zachować się pracownicy pogotowia. Przedstawiciele łódzkiej stacji ratownictwa medycznego stanowczo tej wersji zdarzeń zaprzeczają.

Wydawałoby się, że brzmi to niedorzecznie, jednak sam byłem w sytuacji, w której pracownik szpitala pytał policjanta, który mnie przywiózł co wpisać w kartę po „przeprowadzonym” badaniu. Odmówiono mi też dostępu do leków na astmę, które policjanci mimo, że zwracałem im uwagę zostawili w miejscu zatrzymania. – red.

Ostatecznie, sprawa zapewne rozstrzygnie się w sądzie. A dotyczyć będzie zarówno tego, czy faktycznie doszło do pobicia 18-latka, jak tego, czy Michał ma zapłacić nałożoną na niego karę – czyli 1800 złotych mandatów. Za jak twierdzą policjanci, znieważenie funkcjonariuszy, wprowadzenie ich w błąd – bo Michał okazał legitymację szkolną, a nie dowód osobisty, oraz być może – za uwaga – „kradzież” własnego telefonu. A to dlatego, że, według relacji rodziny, chłopak nie chciał podać policjantom PIN-u do zablokowanego telefonu.

onet.pl