Kiedy sąsiad wraca do domu? Czy sprzątnął kupę po psie? W Pile jednym kanałem płynie do domów obraz osiedlowego monitoringu. Ludzie oglądają i zaczynają się bać. Śledzić, nie wychodząc z domu, może teraz każdy i każdego.
Idzie pan Grześ. W jasnej bluzie, czapce z daszkiem, krok chwiejny. Ponoć świetny z niego malarz i tynkarz, tyle że ostatnio mało pracuje, dużo pije. Środek tygodnia, szesnasta, a on już równowagi utrzymać nie umie. Łapią go kamery zawieszone nad placem zabaw. Obraz z monitoringu idzie do mieszkań w bloku, który mija.
Dziecko huśta się, huśta, nagle woła, że chce siusiu. No to co miała zrobić z dwulatkiem? Na stronę, majteczki w dół. Zapomniała o tym, że na kanale 21 obraz jest wrzucany przez całą dobę. A dzięki silnemu oświetleniu to nawet o zmroku i w nocy wszystko dobrze widać.
– Gdyby dziecko chciało zrobić kupkę, to bym nie pozwoliła. Ale to było tylko siusiu – tłumaczy. Martwi się teraz, czy będzie jakieś wezwanie w tej sprawie i skąd – ze spółdzielni, z policji? I z tego wszystkiego już jej się nawet nie chce sprawdzać, co tam teraz leci na kanale, na którym wszystko widać. Ale są tacy, którzy patrzą bez przerwy: kiedy ktoś wychodzi, kiedy wraca, z kim, gdzie zaparkował samochód. Czy siedzi na ławce przed blokiem, czy wyszedł ze śmieciami, z psem, żoną, czy może na huśtawkę z dzieckiem.
Kamery Pilskiej Spółdzielni Mieszkaniowej są wycelowane tak, by dobrze widzieć wejście do klatek, parking, plac zabaw. W Pile nie tylko ta spółdzielnia zainwestowała w monitoring, inne też. Są bloki, na których wisi po osiem kamer. Tyle że nikt wcześniej nie wpadł na to, żeby obraz na bieżąco dostarczać do mieszkań.
Jaka prywatność?
– Nie było to chciejstwo pana prezesa – zaznacza Lucjan Szutkowski, prezes Pilskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. – Takie było oczekiwanie społeczne. Wręcz żądanie. Większość jest teraz bardzo zadowolona – zapewnia. Tylko jednostki protestują, nie doceniają wygody, że można usiąść przed telewizorem i mieć na ekranie podgląd z kilku kamer równocześnie. Skarżą się, że ten Big Brother narusza ich prywatność. – Prywatność? – dziwi się prezes Szutkowski. – To się ma za drzwiami mieszkania. Wszystko, co przed, jest przestrzenią publiczną.
W tej przestrzeni czasami trudno ludziom dogodzić. Skarżą się na przykład, że lampy, którymi oświetla się monitorowany teren, świecą im prosto w okna. Szczególnie na młodych trzeba mieć baczenie. Młodzi snują się bez celu, parami albo grupami, popalają, popijają, śmieją się albo się całują.
„Przyjdą szumowiny”, czyli nieufność do sąsiadów i zaufanie dla instytucji
– Nie wiedziałem, jak wejść do bloku, żeby mnie jakieś szumowiny nie napadły – mówi Józef Barcz. Mieszka przy ul. Dąbrowskiego: to jeden z pierwszych rejonów objętych przez spółdzielnię stałym monitoringiem, z podglądem w kablówce. Stare wieżowce, ale z nową elewacją, wejścia do klatek schodowych szyfrowane. Józef Barcz zawsze ustawia się przy drzwiach do klatki tak sprytnie, żeby nikt nie zobaczył, jaki kod wciska. – Szumowiny tylko czekają, żeby im pokazać. Zaraz by chciały wejść – tłumaczy. Przed szumowinami trzeba się zabezpieczać. Słyszy się przecież, że wszędzie tyle kradzieży, napadów, podpaleń. Józef Barcz właśnie idzie na zakupy. Przystanął, rozmawiamy, kamera nas ogarnia, spokój, żadnych szumowin. Ale on mówi, że tylko patrzeć, jak przyjdą.
Widać obawę: ktoś przyjdzie, coś strasznego się wydarzy. Tak władza straszy nas przed oprychami aby pozbawić nas prywatności. Kontrola podstawą zaufania, jak widać w Pile idee Lenina są wciąż żywe. Gdy dzwonimy do różnych mieszkań, by zapytać, jak się żyje pod kamerami i czy ciekawe jest to, co widać na kanale 21, mało kto wierzy, że jesteśmy z „Newsweeka”. Może się tylko podszywamy? Drzwi ledwie się uchylają i zaraz zamykają przed nosem. Jedna pani na szóstym piętrze otwiera szerzej, ale nic nie może powiedzieć o kanale, bo nie ogląda (słabo widzi). Pan z dziesiątego chętnie by popatrzył, ale nie ma kablówki. Postuluje, żeby udostępnić obraz w internecie. I zamontować więcej kamer.