9-letni chłopiec w lipcu 2011 r. i 62-letnia kobieta w lutym 2013 r. zginęli pod kołami samochodu prowadzonego przez policjanta Artura Siedlarza. Oba wypadki zdarzyły się na trasie z domu do pracy, gdy był komendantem w Krościenku nad Dunajcem. Mimo że sprawa pierwszego wypadku jeszcze się w sądzie nie zakończyła, policjant został awansowany na stanowisko komendanta Komisariatu Policji w Bobowej.
Rodzice 9-letniego Wojtka, który zginął na drodze w Piątkowej, do dziś nie otrząsnęli się z szoku. Po wypadku policjant poszedł na zwolnienie lekarskie i przestał być komendantem w Krościenku. Sądecka prokuratura dwukrotnie umarzała śledztwo, bo nie dopatrzyła się winy kierowcy. Mimo to rodzice doprowadzili do procesu, występując z prywatnym aktem oskarżenia. W lipcu tego roku Sąd Rejonowy w Nowym Sączu uniewinnił policjanta. Uznał, że chłopiec wtargnął na jezdnię i wpadł pod koła renaulta Artura Siedlarza.
Kierowca, widząc grupkę dzieci idących poboczem, powinien zachować ostrożność. Sam policjant twierdził, że był przekonany, że piesi byli dorośli. Rzekomo zdziwił się, gdy podczas udzielania pomocy ofierze ktoś krzyknął, że to dziecko. Odwołanie od wyroku wniesiono 5 września. Terminu rozprawy jeszcze nie wyznaczono.
W trakcie trwania tego procesu sąd prawomocnie uznał, że policjant nie ponosi winy za śmierć 62-letniej pieszej w Maszkowicach koło Łącka. Kobieta wtargnęła na jezdnię o godz. 5 rano, podczas śnieżycy. Policjant wracający z nocnego dyżuru w Krościenku (gdzie był wówczas komendantem) wg. sądu nie miał szans w porę zareagować.
Mimo wypadków z jego udziałem, policjant pozostał w służbie. – Nie miał prokuratorskich zarzutów, a prawa jazdy nie stracił, ponieważ nie jechał pod wpływem alkoholu – tłumaczył nadinsp. Mariusz Dąbek, małopolski komendant wojewódzki policji w Krakowie. Inspektor Michał Gawlik, komendant powiatowy policji w Gorlicach, poszedł jeszcze dalej i awansował funkcjonariusza na komendanta komisariatu w Bobowej. Mimo że za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym Arturowi Siedlarzowi grozi do ośmiu lat więzienia. Do czasu rozpatrzenia apelacji jest to formalnie prawdopodobne. Jednak inspektor Gawlik ma o komendancie z Bobowej jak najlepsze zdanie. Twierdzi, że jest świetnym policjantem, który z powodu pecha uczestniczył w dwóch śmiertelnych wypadkach. Nadkom. Artur Siedlarz od początku nie komentuje sprawy wypadków, w których uczestniczył. – To moja prywatna sprawa, niech ją rozstrzygnie sąd – ucina stanowczo komendant z Bobowej i odkłada słuchawkę telefonu.