– Puściły mu nerwy – mówi sąd o policjancie, który raził prądem anarchistów podczas wykładu o gender. Ale choć policjant przekroczył uprawnienia, to kary nie poniesie. Sąd wysłał też ważny sygnał – policjanci mają prawo używać na służbie prywatnych paralizatorów, oraz bez krępacji kłamać podczas procesu.

W grudniu 2013 r. anarchiści przerwali wykład ks. prof. Pawła Bortkiewicza, który na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu przekonywał, że gender to ideologia prowadząca do dewastacji człowieka i rodziny. Anarchiści klaskali, krzyczeli, a jeden z nich – ubrany w sukienkę – wskoczył na mównicę i tańczył.

Na nagraniach z telefonów komórkowych kilka razy słychać trzask i widać błysk wyładowania elektrycznego. Maciej K., jeden z interweniujących policjantów w cywilu, raził anarchistów prywatnym paralizatorem. Prokuratura oskarżyła go o przekroczenie uprawnień i naruszenia nietykalności cielesnej. Wyrok skazujący oznaczałby zwolnienie z pracy.

Ale we wtorek poznański sąd postanowił warunkowo umorzyć sprawę. Polega to na uznaniu winy, ale odstąpieniu od wymierzenia kary. W takiej sytuacji policjant nie traci pracy.

Sędzia Sławomir Szymański nie uwierzył policjantowi, że nagrane na filmach urządzenie to latarka imitująca wyładowanie elektryczne. – Widać, że po przyłożeniu paralizatora osoby odskakują z okrzykiem bólu – mówił sędzia.

Policjant twierdził, że zgubił „latarkę” podczas zamieszania w sali wykładowej, dlatego nie mógł jej pokazać. Sędzia Szymański w to nie uwierzył. – Na nagraniach widać, że gdy emocje opadły, schował paralizator do kieszeni – zauważył sędzia. Jego zdaniem policjant celowo pozbył się paralizatora, by twierdzić potem, że to była latarka.

Sąd nie miał też wątpliwości, że był to prywatny paralizator – policjanci kryminalni nie mają na wyposażeniu takich urządzeń.

Według prokuratury Maciej K. nie miał prawa używać na służbie prywatnego paralizatora. Sędzia Szymański się z tym nie zgodził. – W przepisach jest mowa o pałce służbowej, psie służbowym i koniu służbowym. To oznacza, że policjant nie miałby prawa użyć prywatnej pałki. Ale jeśli chodzi o kajdanki, paralizator czy gaz pieprzowy, takiego zastrzeżenia nie ma – stwierdził sędzia Szymański.

Taka interpretacja oznacza, że policjanci mogą na służbie mieć prywatne paralizatory i używać ich – pod warunkiem że będą to robić zgodnie z prawem.

Kolejny zarzut wobec policjanta – nie uprzedził o użyciu paralizatora, choć miał taki obowiązek. A już po interwencji nie odnotował użycia paralizatora w notatce służbowej, co też powinien był zrobić.

Zdaniem sędziego nie można powiedzieć, że szkodliwość społeczna przekroczenia uprawnień była znikoma, ale nie można tez stwierdzić, że była znaczna.

– Oskarżony miał obowiązek postępować inaczej, zgodnie z przepisami. Jego zachowanie było niegodne policjanta – stwierdził sędzia. Ale dodał też: – Zdrowie pokrzywdzonych nie ucierpiało, jego motywacją była chęć zaprowadzenia porządku. Nie był karany, przełożeni go nagradzali. To naganne zachowanie nie powinno go przekreślać.

Prokuratura chciała zasądzenia finansowej nawiązki dla rażonych prądem anarchistów, ale sąd się nie zgodził. Uznał, że byłoby to demoralizujące, bo to oni byli prowodyrami.

Wyrok nie jest prawomocny.

poznan.wyborcza.pl