Chory na cukrzycę mężczyzna zasłabł w drodze na obiad do żony, a strażnicy miejscy zabrali go do izby wytrzeźwień. Mimo, iż miał na ręku opaskę „Jestem cukrzykiem. Jeśli zasłabnę wezwij lekarza”. Dyrektor izby wytrzeźwień przyznał, że na monitoringu widoczna jest „jakaś opaska”, która została przekazana do depozytu. Ofiara niekompetencji funkcjonariuszy straży miejskiej za pobyt na izbie musi zapłacić blisko 300zł.
Chory na cukrzycę zasłabł w piątek (30.01.2015) w autobusie podczas podróży na obiad. Wszystko dlatego, że spadł mu cukier. Opadł z sił i ledwo trzymał się na nogach. Zważywszy na „dziwne zachowanie” kierowca wezwał straż miejską, która przyjechała na miejsce i zabrała pana Macieja do izby wytrzeźwień. Dopiero tam zauważono opaskę.
– Ja nie wiedziałem co się wokół mnie dzieje. Zabrali mnie na izbę wytrzeźwień rozebrali do majtek i trzymali mnie z pijanymi osobami – powiedział Kontaktowi TVN24 pan Maciej, mieszkaniec Świętochłowic.
Mężczyzna miał w plecaku dokumenty potwierdzające chorobę, jak również insulinę i glukometr.
– Kiedy oprzytomniałem, kilkakrotnie dzwoniłem dzwonkiem i mówiłem, że jestem cukrzykiem i mogę zapaść w śpiączkę. Oni straszyli tylko, że zapną mnie w pasy – dodał.
Straż miejska, która zabrała pana Macieja z autobusu twierdzi, że mężczyzna „wyglądał jak po spożyciu jakiegoś środka odurzającego”.
– Mężczyzna zachowywał się wulgarnie i agresywnie. Nie było z nim kontaktu. Kiedy strażnicy prosili go o dokumenty, przeklinał i szarpał się. Nie czuć było od niego alkoholu, jednak wyglądał jak po spożyciu jakiegoś środka odurzającego. Kiedy chcieli zbadać go na obecność alkoholu, odmówił. Nie wyglądał jak osoba chora – powiedziała redakcji TVN24 Mirosława Uziel-Kisińska, rzecznik prasowa Straży Miejskiej w Zabrzu.
Pan Maciej opuścił izbę wytrzeźwień po kilku godzinach z rachunkiem na 280 złotych.