Koalicja rządowa przegłosowała nowelizację ustawy o zgromadzeniach publicznych. W zasadzie już obecnie można rozwiązać zgromadzenie za okrzyki przeciwko władzy. Takie przepisy dotyczące zarówno Kodeksu wykroczeń, jak i Kodeksu karnego, to bardzo daleko idąca ingerencja w prawa obywatelskie. Prawica bije na alarm… Co takiego zauważyli politycy PiS-u po 25 latach funkcjonowania prawa o zgromadzeniach? Według nich w sposób jasny zakazuje ona krytyki władzy, jednak sprawa nie jest taka prosta…
Obecne brzmienie przepisów kodeksu karnego, których złamania nie dopuszcza ustawa (ta obecnie obowiązująca jak i nowa, przegłosowana przez rząd) o zgromadzeniach otwiera możliwość rozwiązywania zgromadzeń pod byle pretekstem, jednak nie jest to, jak twierdzą politycy PiS-u i prawicowe media żadną nowością. Przepisy kk. które umożliwiają tego typu działania funkcjonują od dawna.
Nawet na najbardziej pokojowych manifestacjach bardzo często pojawiają się hasła o charakterze antyrządowym, które mogą być w świetle prawa powodem rozwiązania demonstracji.
W zasadzie zmiany w ustawie nie wprowadzają w żaden jednoznaczny i wyraźny sposób cenzury jednak kilka artykułów zmienia się dość znacznie. Przede wszystkim, co akurat cieszy, na podstawie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego uregulowano zapis o zgromadzeniach spontanicznych.
W nowej ustawie powody z których zgromadzenie może być rozwiązane występują 3 razy, za każdym razem potwierdzając to samo. Poniżej przykład:
Art. 20. 1. Zgromadzenie może być rozwiązane przez przedstawiciela organu gminy, jeżeli jego przebieg zagraża życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach lub narusza przepisy niniejszej ustawy albo przepisy karne, a przewodniczący zgromadzenia, uprzedzony przez przedstawiciela organu gminy o konieczności rozwiązania zgromadzenia, nie rozwiązuje go.
Artykuł ten mówi (i jeśli chodzi o treść się nie zmienił), że jeżeli uczestnicy łamią przepisy kodeksu karnego a organizator nie chce rozwiązać zgromadzenia zostaje ono zdelegalizowane przez przedstawiciela organu gminy. Oczywiście nie wychodzimy tu z założenia, że nie należałoby delegalizować linczów na przypadkowych ludziach w wykonaniu np. naszych rodzimych faszystów, ale w kodeksie karnym istnieją również takie zapisy:
Art. 212. § 1.
Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Art. 216. § 1.
Kto znieważa inną osobę w jej obecności albo choćby pod jej nieobecność, lecz publicznie lub w zamiarze, aby zniewaga do osoby tej dotarła, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.
Te przepisy uniemożliwiają nazwanie władzy „złodzieje”, „mordercy”, „kłamcy” itd. co występuje przy praktycznie każdym proteście społecznym. Każdy sąd lub przedstawiciele organu gminy czy policji uznają takie transparenty, okrzyki, śpiewy itd. nie jako formę przekazu lecz, jako inwektywę i to w miejscu publicznym. Na tej postawie można wedle ustawy rozwiązać zgromadzenie, ponieważ jego przebieg w takim wypadku łamie przepisy kodeksu karnego. Teoretycznie należałoby udowodnić lub musiałoby być powszechnie wiadomo, że władza coś ukradła i została prawomocnie skazana by być uprawnionym do publicznego wygłaszania takich haseł. Co ciekawe, mimo że takie prawo funkcjonuje prawdopodobnie nie zostało ono dotychczas użyte w ten sposób.
Artykuł nie jest kompleksowym omówieniem zmian, które wprowadza nowelizacja a odniesieniem się do tematu, który budzi największe kontrowersje wokół nowego projektu rządu. Sam padłem ofiarą dezinformacyjnej propagandy prawicowych mediów i powieliłem udostępniane przez te media informacje, za co szczerze przepraszam czytelników serwisu.
[Przeczytaj treść nowej ustawy]
A.